Kiedyś, dawno, dawno temu.. jak byłam jeszcze małym dziecięciem, wyruszyłam na podbój Czech. Pod opieką babci i dziadka zwiedzałam Brno oraz Pragę. Z Brna pamiętam tylko kufel ciemnego piwa i wspaniały wieczór w knajpie z grillem. Znalazłam nawet informację (teraz), że Czesi są największymi smakoszami piwa, ale ich piwo do najmocniejszych nie należy. Coś w tym jest, skoro w wieku nastu lat pozwolono mi wyżłopać piwko...
Praga zaś... Jana Nepomucena na moście pomacałam, to może wrócę ;) Nie, żebym to macanie najbardziej zapamiętała. Bo i jeszcze taniec fontann z muzyką M. Jacksona w tle, ale nie wiem gdzie to było konkretnie. Wracając, wtedy Praga była ładna. Teraz? Pewnie jest sto razy ładniejsza. I dlatego od 1992 roku dumnie widnieje na liście UNESCO.
Ach te stolice... ;)
wtorek, 22 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
Jeden z moich ulubionych widoków. W dzieciństwie również odwiedziłam Pragę i marzę, żeby tam wrócić. Nepomucena na moście dotknęłam... mam nadzieję, że zadziała :D
Prześlij komentarz