niedziela, 23 stycznia 2011

181. Japonia, Tokio

Nocny widok na tokijski dworzec główny. Został zaprojektowany przez Kingo Tatsuno, ojca nowoczesnej architektury w Japonii, w 1914r.
Wiecie co? Szukając informacji na temat dworca w Japonii, znalazłam dość ciekawy artykuł:
Tak więc w Japonii miałem okazję przemieszczać się rowerem, samochodem, taksówką, autobusem, ale chyba najczęściej po szynach, czyli pociągami i metrem. Każda z tych metod podróżowania dostarczyła mi nie lada emocji. Tutaj chciałbym opowiedzieć o tym jak wygląda podróż pociągami i metrem. Jeśli twoje wyobrażenie o pociągach ogranicza się do naszego zaśmierdziałego PKP to od razu mówię, że czytanie tej historii może mieć traumatyczne skutki.

 

JR - czyli japońskie koleje

Dobrze, że nie podróżowałem samotnie bo już samo kupno biletu byłoby dla mnie "Mission Immposible". Wszystko jakieś takie skomplikowane. Same dworce są raczej normalne i nie szokują wyglądem. Nie są nowe, a przy ich obłożeniu, zakładam, ciężko jest przeprowadzać remonty. Wszystko jest jednak nienagannie czyste i zadbane. Ani jeden wagon, ani jedna ściana na przystankach nie została pomalowana sprejem, markerem ani choćby małym niewinnym mazakiem. Nic! Wniosek nasuwa się jeden, kiboli to oni muszą mieć zakompleksionych. Do tego dosłownie wszędzie pełno automatów z zimnymi oraz ciepłymi napojami, przekąskami, słodyczami oraz papierosami. Dodatkowo w centrach miast stacje połączone są z centrami handlowymi.

Mówiąc o normalności japońskich stacji kolejowych, wyjątkiem może być chyba główna stacja w Tokio. Przejście z jednego peronu na drugi zajęło mi ponad 30 minut. Nasz biedny, szary jak papier toaletowy Dworzec Centralny w Warszawie wygląda przy tym jak zdewastowany i zapomniany przystanek autobusowy. Dodatkowo nie trzeba płacić za skorzystanie z toalety, która rzadko kiedy śmierdzi, a papieru toaletowego nigdy nie brakuje! Rozpieszczają ich tam.

Czekamy na pociąg kiedy to moja towarzyszka wskazuje mi dwie stopy namalowane na podłodze i sugeruje na nie stanąć. Tak też robię. Pociąg podjeżdża i kolejny durny uśmiech maluje się na mojej zdumionej twarzy. Drzwi otwierają się idealnie naprzeciw tych niepozornie namalowanych stóp! U mnie na wiosce pociąg nie raz zatrzymuje się kilkaset metrów za peronem bo maszynista trochę źle oblicza długość hamowania, a tu proszę.

Wchodzimy. Już nie ma gdzie usiąść tak więc grzecznie stoimy. Jako że ani ja, ani Japończycy koszykarzami nie są tak więc uchwyty są na idealnej dla mniej wysokości. Gdziekolwiek bym nie spojrzał wiszą kolorowe banery reklamowe, a dodatkowo w paru miejscach ekrany LCD gdzie na okrągło puszczają reklamy. Czułem się jakbym oglądał blok reklamowy na Polsacie w przerwie filmu.

Dwie kolejne stacje i już nie miałem czym oddychać. Tyle nieziemsko stłoczonych ludzi to widziałem tylko przy otwarciu Media Markt.

Jeśli chodzi o dokładność japońskiej kolei to stawiam 5 z plusem. Naliczyłem tyle spóźnień co w naszym PKP odjazdów na czas – żadnych! Dokładność godna podziwu.

Innym razem siedzę sobie spokojnie z moją towarzyszką kiedy to Ona nagle zaczyna się rozglądać nerwowo i każe się natychmiast ewakuować do innego przedziału. Tak też robię posłusznie, ale oczywiście pytam cóż to takiego strasznego się stało, że musieliśmy uciekać. Jak się okazało był to przedział tylko dla kobiet. Podobno miały miejsce przypadki molestowania kobiet w zatłoczonych wagonach i dlatego zdecydowano się na uruchomienie takich specjalnych wagonów przeznaczonych wyłącznie dla Pań.

Z obserwacji mogę stwierdzić, że podróż pociągiem w Japonii służy do dosypiania, słuchania muzyki lub też wysyłania maili. Ogólnie przyjęta jest zasada nie dzwonienia w pociągach, żeby nie przeszkadzać innym pasażerom. Kanarów nie mają, jako że dostanie się do pociągu bez biletu jest praktycznie niemożliwe. Wchodzisz i wychodzisz przez specjalne bramki. Bez ważnego biletu owe bramki zaczną wydawać dziwne dźwięki, a wtedy masz poważny problem jeśli nie wymyślisz sensownego wytłumaczenia.

Sieć metra oraz kolei jest niezwykle rozbudowana, dzięki czemu możliwe jest dostanie się prawie wszędzie bez potrzeby posiadania samochodu. Na podstawie mojego doświadczenia w podróżowaniu po Japonii, stwierdzam że przemieszczanie się pociągiem stanowi idealne rozwiązanie dla turystów. Na dłuższych dystansach rozważyć można podróż autokarem jako ekonomiczniejsze rozwiązanie.
[źródło]

Tak się zaczytałam, że prawie zapomniałam napisać notatki. Ale notatki nie będzie - będzie za to ten artykuł, poczytajcie więcej ;)
Ja chcę do Japonii!

piątek, 21 stycznia 2011

180. Rosja, Moskwa

Żeby nie było, dodaje z premedytacją ;)

W czasie mojej stagnacji blogowej i takiego zniechęcenia dostałam dość dużo pocztówek. I trochę się pogubiłam, a co gorsza, schowałam gdzieś kilka ślicznych pocztówek "by się nie zgubiły". Żeby nie było - zgubiły się. Tak, tak,mam sklerozę. Diabeł ogonem nakrył. I to takie nowe, bo jedna z Malezji (moja pierwsza!). No nic, a wracając do tej pocztówki...


Stadion Łużniki otwarty został 31 lipca 1956,  rozgrywają tutaj swe mecze m.in. Spartak Moskwa i Torpedo Moskwa. Nazwa obiektu pochodzi od terenu, który jest dość grząski, podmokły i bagienny.
Stadion jest zaopatrzony w inny rodzaj murawy, a dokładniej sztuczną trawę, która jest podgrzewana. Moc jupiterów wynosi niecałe 1500 luksów. W skład kompleksu sportowego na Łużnikach wchodzą m.in.: baseny, korty tenisowe, hale sportowe, lodowiska i inne obiekty. Krzesełka zainstalowane na stadionie, kolorami przypominają tęcze. Zostały dostarczone przez firmę Inteco, należącej w 99% do Jeleny Baturiny, żony mera Moskwy Jurija Łużkowa

To tutaj 20 października 1982 roku miała miejsce katastrofa, o której głośno nie było, a która była dość istotnym chuligańskim wybrykiem. To tutaj zginęło oficjalnie ok. 60 osób. Oficjalnie, bo prasa tak mało o tym pisała.. Teraz (miejmy nadzieję) warunki się poprawiły i w 2013, kiedy odbędą się tutaj Mistrzostwa Świata w lekkoatletyce nie dojdzie do żadnego nieprzyjemnego incydentu.

środa, 12 stycznia 2011

179. Niemcy

Oficjalny Hamburg :) W rzeczywistości ładniejsze kolory ma ;)
Chociaż nie lubię multi, to jednak tutaj to wygląda nawet dość ciekawie.

Hamburg to jeden z 16 krajów związkowych Republiki Federalnej Niemiec a także drugie, co do wielkości oraz liczby mieszkańców miasto Niemiec. Hamburg posiada, więc status miasta w randze osobnego landu. 
Komuś, kto nie zna tego miasta może się ono kojarzyć z prostytucją oraz półświatkiem Reeperbahnu. Głośna dzielnica czerwonych latarni nie przysparza miastu dobrej sławy. Pomimo tej złej opinii Hamburg ma jednak wiele do zaoferowania. Jedynie trzecia część ogromnego terytorium miasta jest zabudowana. Ogromu zieleni tego miasta trudno szukać wśród innych metropolii Niemiec.
W krajobrazie Hamburga z lotu ptaka dominują parki, jeziora oraz kanały o brzegach obsadzonych drzewami. Władze miejskie wedle przyjętej przez siebie zasady corocznie sadzą dwa tysiące nowych drzew. W efekcie prawie każda ulica miasta tonie w zieleni, co wpływa korzystnie na czystość powietrza, którym oddychają jego mieszkańcy. Warto także wspomnieć, że Hamburg posiada 2302 mostów, a więc więcej niż w Wenecji i Amsterdamie łącznie. W słoneczne dni warto wybrać się na spacer do jednego z licznych miejskich parków lub też zdecydować się na wycieczkę promem po okolicznych jeziorach i kanałach oraz porcie. To wszystko sprawia, iż trudno uwierzyć, że Hamburg jest drugim, co do wielkości po Berlinie miastem przemysłowych Niemiec. [źródło]

wtorek, 11 stycznia 2011

178. Holandia

Oficjalna z Holandii. Przedstawia to, co holenderskie. Takie symbole. Rowery, kolory, tulipany i takie tam...
Ale ja bym chciała napisać trochę o Stroopwafel. 
Co to do cholery jest? Ostatnio usłyszałam takie pytanie. Ano, są to holenderskie wafle z syropem :) Na jeden stroopwafel składają się dwie okrągłe, waflopodobne warstwy oraz nadzienie z syropu, brązowego cukru i masła pomiędzy nimi. Do nadzienia mogą zostać dodane substancje smakowe, np. cynamon, karmel czy wanilia. Cholerstwo jest dobre, ale bardzo, bardzo słodkie. Przywiozła mi je koleżanka z Holandii :) (Prosiłam co prawda o tulipany, ale lepszy rydz niż nic). Wszyscy się tym zajadaliśmy, i to właśnie te wafle opanowały jakoś moją tremę przed ślubem :)
Także kartka może i pospolita, ale wywołała przyjemne wspomnienia.

sobota, 8 stycznia 2011

177. Tajwan/Kambodża

Oficjalna pocztówka, jaką dostałam, została wysłana z Tajwanu, przedstawia małą wioskę w Kambodży, skad pochodzi rodzicielka nadawcy. To tak apropo dzisiejszych roztopów za oknami.
Tak, wiem, nie pisałam bardzo dawno. I tak jest, wstyd mi niesamowicie.
Ale... nie mam w tym momencie serca nawet do pc :(
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...